Gdy zdarzy się taka potworność, jak ostatnio w Kamieniu Pomorskim, gdzie zginęło sześć osób i serce się kraje, wtedy przez Polskę przetacza się grzmot oburzenia, bólu i wołania o kary dla pijanych czy jadących po wariacku kierowców (w 2012 roku 16% śmierci na drogach spowodowali kierowcy pijani, resztę czyli 84% - trzeźwi). Ale na codzień, ci sami nieraz ludzie, co teraz oburzają się, prezentują całkiem odmienne podejście. Występują np, z podobnym oburzeniem, przeciwko fotoradarom, choć fotoradarów nie musi bać się nikt, kto nie przekracza nakazanej szybkości. Nie lubimy fotoradarów, bo chcemy jeździć szybciej niż nakazują przepisy, a takie jeżdzenie przekłada się na większą liczbę śmierci na drogach. Często prawią też, gdy zdarzy się wypadek na pasach dla pieszych, że pieszy "wtargnął na pasy". Słowem wielu ma u nas na sumieniu grzechy samochodowo-drogowe, które zwiększają prawdopodobieństwo kalectwa lub śmierci własnej lub innych. I gdy komuś z tych wielu zdarzy się w końcu zabić czu uszkodzić kogoś, to reszta mściwie krzyczy o karach, wielkich karach, zapominając, że często krzyczy o większe kary dla siebie - przynajmniej potencjalnie.
